Wróciłam z wakacji i ku swojemu zadowoleniu zauważyłam, że w ostatnich tygodniach polska publiczna wymiana zdań przestała być tak symbolicznie monotematyczna i oddaje więcej pola zagadnieniom ekonomicznym.
Ciekawa jestem czy to chwilowa aberracja czy może trend, ale oby tak dalej. Ekonomia nie jest „nauką” trudną ani ścisłą. Podatna na ideologie, „religie” , przemoc ekspercką, nieuprawnione skróty logiczno-myślowe, zachwaszczona dziwnymi sformułowaniami językowymi może w serwowanym przez ekspertów wydaniu odstręczać.
Nie chcę refleksji nad działalnością gospodarczą deprecjonować, ale drażni mnie fakt wykluczania ludzi z dyskusji o ważnych dla wszystkich sprawach takimi ordynarnymi erystycznymi metodami. Gdyby poziom rozeznania w zakresie niejednoznaczności i złożoności mechanizmów gospodarczych powszechnie wzrósł, to wątpliwe, wycinkowe i koniunkturalne wywody „ekspertów” nie były przyjmowane, z całym dobrodziejstwem reputacji ich głosicieli, ale dostałyby porcję należnej im merytorycznej dyskusji. Pozostawione bez kontry i wielostronnej weryfikacji, wygłaszane ex catedra argumenty tzw. ekonomiczne są niebezpiecznym narzędziem w ręku polityków, polityków pod wpływem lobbystów i lobbystów.
Drażni mnie osobiście mocno i tendencyjnie postawiony akcent w rozmowie na temat deficytu wydatków publicznych- akcent na konieczność cięć w wydatkach, które bezpośrednio trafiają do obywateli. Niezbyt dobrze znoszę styl argumentacji prof. Balcerowicza. Świecący i migający dług, który codziennie rośnie i zdaje się mówić to ty, ty jesteś winien, to przez ciebie.....Akcja ta ma nas, obywateli wystraszyć zdaje się i oszołomić po to, by łatwo było zrobić to, co i tak łatwe: ograniczyć wydatki tam, gdzie będzie mały opór. Czyżby chodziło o to by zszokować, zdezorientować i podać na koniec rozwiązanie, które ma się nam wydawać zbawienne? (Nie wiem czy prof. Balcerowicz studiował „Doktrynę Szoku” Naomi Klain, ale zdaje się jest jednym z bohaterów tej książki).
Nie twierdzę, że nie ma po stronie wydatków polskiego państwa pieniędzy nie najlepiej wydanych, z całą pewnością są, warto się wydatkom przyglądać. Przyjrzawszy się jednak ogólnym sprawozdaniom dostępnym na stronach NBP i Ministerstwa Finansów dotyczących budżetu państwa i bilansu przepływów pieniężnych mam dwa wnioski:
Komentarze